Moja Tatrzańska Majówka cz.1.
Dokładnie po 10 latach postanowiłem wybrać się w Tatry Zachodnie a konkretnie do Doliny Kościeliskiej i Chochołowskiej. Po tak długiej przerwie w chodzeniu po górach sam nie wiedziałem na co w ogóle mnie stać obecnie kondycyjnie, jeżeli chodzi o pokonywanie górskich szlaków.
Sam pomysł chodził za mną od kilku miesięcy ze szczególnym uwzględnieniem pory kwitnienia krokusów, które właśnie w górach wyglądają rewelacyjnie, kiedy całe łąki pokrywaja się fioletowymi kobiercami. Niestety pogoda w tym okresie była niesprzyjająca bardzo i odłożyłem te plany związane z krokusami na przyszły rok.
Majówka to okres, kiedy resztówki krokusów mozna czasami odnaleźć dosyć wysoko w górach na wysokości ok 1500 m n.p.m - co sprawdziło sie równiez tym razem na Przełęczy Iwaniackiej. Wyruszyłem w drogę 1 maja wcześnie rano, razem z pasażerem zapoznanym poprze portal Bla Bla Car, kojarzącym kierowców z potencjalnymi pasażerami na wybranych trasach.
Mój pasażer jechał konkretnie do Murzasichla z drugiej strony Zakopanego, gdzie uczestniczył w kursach tańca towarzyskiego przez całe 4 dni długiego, majowego weekendu. Korzystając z okazji zostawiłem tam mój samochód na darmowym parkingu pod pensjonatem, gdzie odbywała się impreza, aby zaoszczędzić na parkowaniu przy Dolinie Kościeliskiej, gdzie płaci sie minimum po 25 zł za dobę parkowania.
Po drodze do Zakopanego wykonałem jeszcze płatną usługę przewozu części motocyklowych od drobnego producenta z okolic Bielska-Białej do domu rodziców mechanika za Wadowice. (Tenże mechanik mieszkający na stałe w Monachium, zlecił mi te usługę także poprzez portal Bla Bla Car).
Ostatecznie dotarłem do Doliny Kościeliskiej dwoma busikami z Murzasichla poprzez Zakopane wczesnym popołudniem i pozostało mi tego dnia dotarcie do Schroniska PTTK na Hali Ornak, niosąc duży, ciężki plecak, wypełniony zapasami jedzenia, picia oraz zimowych ubrań do ubierania się warstwami w tzw. "cebulkę" - w zależności od wysokości, panujących w górach warunków i wiatru.
Marsz do schroniska szedł mi bardzo opornie, ciężkie buty górskie na wibramie (od chodzenia w których całkowicie się odzwyczaiłem przez ostatnia dekadę) poniewierały mi palce, tak że musiałem z nich zrezygnować w połowie drogi i ubrać lekkie mokasyny w typie adidasów z cienką podeszwą - wprawdzie bardzo wygodne i lekkie, ale jednak odczuwało się każdy kamień pod stopami.
Po trasie spotkałem dosyc egzotyczna parę młodych ludzi aż z Filipin, którzy po raz pierwszy w życiu zawitali do Zakopanego i postanowili wybrać sie na krótka wycieczkę w góry. Okazało sie że od kilku lat mieszkają i pracuja w Gdańsku w jakiejś przetwórni rybnej.
Póżnym popołudniem doczłapałem wreszcie do schroniska, gdzie miałem rezerwację pokoju na 1 noc (pokój 6-osobowy) i stwierdziłem, że moja kondycja jest tak mizerna, że w zasadzie w ogóle się nie nadaję do jakiegokolwiek chodzenia po górach.
Na szczęście ta wstępna diagnoza okazała się nazajutrz rano kompletnie chybiona i niesprawiedliwa - biorąc pod uwagę, że w noc poprzedzającą wyjazd udało mi się w domu przespać jedynie 2,5 godziny a następnie kierowałem autem przez kolejne ponad 5 godzin w upale z małymi 3 przerwami na kawę oraz załadunek i rozładunek części do motocykli. Ponadto plecak z zapasami ważył naprawdę sporo a w góry miałem zamiar wychodzić z małym plecakiem, pozostawiając duży ze zbędnym balastem w schronisku.
Ok. godziny 22-giej zasnąłem kamiennym snem i obudziłem sie rześki i wypoczęty ok. 4 rano (bez żadnego budzika), pełen energii i sił. Postanowiłem wybrać się nad pobliski Smreczyński Staw na wschód słońca. Mały plecak z niezbędnymi rzeczami miałem przygotowany, wyśliznąłem się z pokoju schroniska po cichu, starając się nie zbudzić 5 turystów nocujących ze mna w tym samym pokoju.
Wychodziłem ze schroniska, kiedy było jeszcze całkowicie ciemno na zewnątrz, ale po 20 minutach zaczęło świtać, wschód słońca miał być przed 5.20 więc spokojnie, spacerkiem dotarłem na miejsce przed czasem. sam wschód słońca nie był spektakularny, ponieważ było widać tylko lekką rózową poświate za górami na d tafla jeziorka - ale samo otoczenie wyglądało przeuroczo. Polecam wszystkim bardzo Smreczyński Staw - bo to jedyne takie duże jeziorko po polskiej stronie Tatr Zachodnich (wszystkie najbardziej znane sa skomasowane w Tatrach Wysokich). A nie wszyscy turyści przemierzający Dolinę Kościeliską od wylotu do schroniska i z powrotem wiedzą o jego istnieniu i często pomijają jego odwiedzenie.
Po spędzenie miłego czasu nad Smreczyńskim Stawem, powróciłemdo schroniska ok. 7 rano, gdzie porobiłem zapasy ciepłej kawy i herbaty i po zjedzeniu porządnego śniadania wybrałem się w góry, na zasadzie: "dokąd dojdę to dojdę".
Celem było wejście na główną grań Ornaku i w zależności od czasu i kondycji przejście granią ile się da. Na początek trzeba było się wspiąć na Iwaniacką Przełęcz (niecałe 1500m npm), gdzie jest skrzyżowanie szlaków i można tam wybrać sobie opcję gdzie pójść dalej: np można zejść do Doliny Chochołowskiej z drugiej strony gór, można wejść na grań Ornaku: na sam szczyt Ornak (niecałe 1900 m npm), dalej na Siwa Przełęcz - skąd znowu jest kilka opcji co dalej.
Na Przełęczy Iwaniackiej miła niespodzianka w postaci łanów kwitnących krokusów, tam zrobiłem dłuższy biwak z ciepłą kawką z termosu i kanapkami, poznałem wielu ciekawych ludzi aż z okolic Grudziądza i Bydgoszczy. Po wyruszeniu w dalsza drogę zaczęły sie poważne schody - dosłownie i w przenośni. Coraz bardziej strome podejście w postaci kamienistych krętych, stromych schodów z nieregularnych głazów oraz duże połacie topniejącego, śliskiego śniegu, gdzie trzeba było naprawde bardzo uważać. Po długiej, mozolnej wspinaczce udało mi się w końcu wdrapać na grań - skąd rozpościerają się przecudowne, panoramiczne widoki!
Po prostu panorama gór 360 stopni, człowiek obraca się powoli wokół swojej osi i kontempluje przepiękne widoki. Oczywiście natrzaskałem tam mnóstwo fajnych zdjęć i filmików. Pogoda była piękna, tylko wiał dosyć mocny wiatr, niekiedy porywisty, wydający dźwięki podobne do wycia.
Udało mi się dotrzeć do Przełęczy Ornaczańskiej (po drodze zdowybawjąc sam szczyt Ornaku) - gdzie stwierdziłem, że czas wracać do schroniska, bo zejście z grani, szczególnie po tych płatach śniegu zajmie ze 4-5 godzin jak nic. W drogę powrotną wyruszyłem o 17.15 aby zejść do poziomu lasu, dopóki jest widno, bo tam jest już bezpiecznie na tyle, że można z latarką dojść do schroniska.
Zejście poszło mi nadspodziewanie sprawnie i zajęło dokładnie 3,5 godziny, kiedy dotarłem do schroniska zaczęło zmierzchać, ponieważ było juz ok. pół godziny po zachodzie słońca. Płaty śniegu, których się najbardziej obawiałem, udało się pokonać szybko i sprawnie metodą bobslejów na 4 literach z amortyzowaniem po bokach gałązkami kosówki, jako hamulce bezpieczeństwa...:)
Po zjedzeniu porządnej kolacji, udałem się spać na tzw. "glebę" czyli na podłodze, ponieważ nie było wolnych miejsc w pokojach (w schronisku na Ornaku i tak liczą sobie za spanie na podłodze jedyne 50 zł!).
W schronisku było bardzo ciepło, w dużym pomieszczeniu przeznaczonym do spania na podłodze może się pomieścić na upartego nawet kilkanaście osób, wtedy była akurat jeszcze piątka młodych ludzi, którzy użyczyli mi karimaty. Są dostępne ciepłe koce, są stoliki z krzesłami, gdzie można zrobic i zjeść posiłek, jest dostęp do toalet, do kuchni turystycznej, do suszarni (bardzo przydatna sprawa, ponieważ spodnie, buty, skarpety i rękawiczki zimowe - były przemoczone po jeździe na płatach śniegu).
Spania za wiele nie było (chociaż bardzo się chciało) - ponieważ zaczęły sie bolesne skurcze: najpierw stóp, których nie udawało się wygasić, potem łydki i uda, ale już mniej bolesne i dające się zatamować poprzez tradycyjne metody.
Podsumowując, udało się tego dnia przejść nadspodziewanie dużo (może zbyt dużo na raz po tak długiej przerwie) i rokowało to że w przyszłości da się jeszcze troche pochodzic po górach, niekoniecznie tych najniższych.
Nieśmiało zaczął majaczyć nawet ambitny plan wejścia na najwyższe szczyty Tatr Zachodnich: Bystra (całkowicie już po słowackiej stronie) i Błyszcz (na granicy polsko - słowackiej) - takie dwie fajne piramidki, górujące nad okolicą, szczególnie pięknie się prezentujące sprzed schroniska a także nad Smreczyńskim Stawem.
Czy się udało ? To już w następnej, drugiej i ostatniej części!
FOTKI z podróży do Tatr Zachodnich:
WADOWICE: przerwa na kawę i papieskie kremówki razem z moim pasażerem Krzysiem z Raciborza
Murzasichle – gotowy do drogi
Turyści z Filipin pierwszy raz w polskich Tatrach
tagi:
![]() |
BenekEs |
21 maja 2024 19:48 |
Komentarze:
![]() |
Szczodrocha33 @BenekEs |
21 maja 2024 20:19 |
Beniek, trzymaj się, jest w porządku.
Tatry mile wspominam, spędziłem tam dwa lata 1988-1989.
To stal, to antracyt.
Byłem nawet na kursie w Betlejemce na Hali Gąsiennicowej - to jest Ośrodek szkolenia Polskiego Związku Alpinizmu.
I wspinałem się w letnim sezonie 1989.
No a póżniej, na aryjską stronę.
Beniek, trzymaj się i pozdrawiam.
![]() |
Paris @BenekEs |
21 maja 2024 23:02 |
Super,...
... tylko brakuje paru zdjec z tymi bajecznymi widokami !!!
![]() |
MarekBielany @BenekEs |
21 maja 2024 23:10 |
(w schronisku na Ornaku i tak liczą sobie za spanie na podłodze jedyne 50 zł!).
W Murowańcu w tysiąć dziewięćsetnym siedemdziesiątym siódmym było podobnie.
Uznaliśmy to jako porażkę. [Pięć Stawów].
Na początku sierpnia byliśmy w Zbójnickiej Chacie, gdzie poznałem słowo ławica! , a następnego dnia w Chacie Teryho odmówiono nawet miejsca w drewutni. Dzięki temu mam pamiątkę/zdjęcie na którym gapię się na Lodowy, a za mną chata.
![]() |
Paris @Szczodrocha33 21 maja 2024 23:38 |
21 maja 2024 23:51 |
Piekne...
... i imponujace, zwlaszcza ta pierwsza fotka !!!
![]() |
Szczodrocha33 @Paris 21 maja 2024 23:51 |
22 maja 2024 00:39 |
Tak.
Tatry są piękne.
Pamiętam, że nawet na kursie jak się wspinaliśmy to parę razy była taka ulewa że woda dosłownie za kołnierz mi się wlewała, a wylatywała
nogawkami.
Zmarzł człowiek, zmókł, i nic.
Nawet przeziębienia nie złapałem.
No, ale wtedy byłem młody gniewny, 24 lata miałem.
![]() |
Paris @Szczodrocha33 22 maja 2024 00:39 |
22 maja 2024 17:16 |
Tak,...
... mlodosc ma swoje prawa !!!
![]() |
BenekEs @Paris 21 maja 2024 23:02 |
22 maja 2024 18:21 |
Setki zdjęć są na moim profilu na Facebooku, tutaj niestety nie udaje mi się dodać ani jednego...
Od kilkunastu lat dodaję tysiące swoich fotek dosłownie wszędzie, tylko tutaj jakoś nie mogę nic dodać i już, co zrobić...
![]() |
BenekEs @Szczodrocha33 21 maja 2024 20:19 |
22 maja 2024 19:28 |
Cieszę się że spotykam tutaj doświadczonego taternika!
Ja byłem kiedyś grotołazem w klubie speleo w Gliwicach, po kursie skałkowym na Jurze, trochę w Tatrach też podziałałem (np. -200m w Lodowej Litworowej, trochę w Zimnej, Naciekowej, Szczelinie Chochołowskiej, itd.).
Po Tatrach Wysokich pochodziłem dosyć sporo: kilka razy Rysy, Przełęcz pod Chlopkiem, cała pętla Orlej Perci (od Przełęczy Liliowe przez Świnicę, Zawrat, Kozi Wierch, Granaty, Buczynowe Turnie do Przełęczy Krzyżne).
Oczywiście Kościelec, Czerwone Wierchy, Giewont, Małołączniak, Tomanowa Przełęcz...
Po Słowackiej stronie niewiele, bo najwięcej chodziłem przed i po Stanie Wojennym jak był szlaban na Czechosłowację...
Tylko Strbskie Pleso, Popradske Pleso, Hińczowe Plesa i Rysy od Słowackiej strony (nocleg w Chacie pod Rysami)...
Na Tatry Zachodnie nigdy nie miałem czasu, tylko w okresie zimowo - wiosennym w Jaskiniach...
Więc teraz czas na Tatry Zachodnie!
Po przymusowej 10-letniej przerwie w chodzeniu po górach (konieczność stałej opieki nad chorą, niepełnosprawną mamą) - trzeba obecnie powoli odbudować kondycję i pochodzić ile się jeszcze da, dopóki zdrowie pozwala na chodzenie...
Pozdrawiam serdecznie
Żałuję że nie udaje mi się ciągle wstawiać tutaj moich fotek...
![]() |
ewa-rembikowska @BenekEs 22 maja 2024 18:21 |
22 maja 2024 20:10 |
To jest proste:
1/ wchodzimy na stronę imgur.com
2/ dodajemy zdjęcie
3/ gdy zdjęcie już jest - robimy "kopiuj"
4/ przechodzimy do ramki posta i dajemy "wklej"
5/ klikamy zapisz i już po problemie.
![]() |
BenekEs @ewa-rembikowska 22 maja 2024 20:10 |
22 maja 2024 22:47 |
Zrobiłem dokładnie wg instrukcji i pojawił się w komentarzu link do imgur, ale nie zdjęcie....tak więc nie jest to jednak takie proste...
Poza tym proste do jest dodawanie fotek np na Facebooku czy innych portalach: po prostu udostępniam fotkę wybraną ze smartphona i już...
![]() |
Szczodrocha33 @BenekEs 22 maja 2024 19:28 |
23 maja 2024 00:53 |
"Cieszę się że spotykam tutaj doświadczonego taternika!"
No, doświadczonym taternikiem to ja nie jestem.
I nigdy nie byłem, bo po kursie w Betlejemce to tylko kilka dróg przeszedłem w lecie następnego, 1989 roku, takich starych "klasyków",
m.innymi na Zamarłej Turni i Mnichu.
Wspinanie i góry to piękna rzecz, bardzo mile to wspominam.
Ale będąc na kursie poznałem kilku wspinaczy z "najwyższej półki", m. innymi Eugeniusza Chrobaka [egzaminował mnie z autoasekuracji],
on zginął tragicznie w maju następnego roku na Mt. Evereście, w lawinie, razem z kilkoma innymi polskim himalaistami, wśród nich
jego serdeczny przyjaciel Zygmunt Heinrich ["Zyga"].
Pamiętam, to była straszna tragedia.
Pozdrawiam również bardzo serdecznie.
![]() |
Szczodrocha33 @ewa-rembikowska 22 maja 2024 20:10 |
23 maja 2024 01:07 |
"To jest proste:......"
Ja to robię jeszcze inaczej. I chyba prościej.
Klikam na zdjęcie, czy obrazek, który chcę skopiować prawą stroną myszy, i tam wśród opcji wybieram "skopiuj obrazek".
Po czym wchodzę w miejsce gdzie chcę ten skopiowany obrazek wkleić, i przyciskam tylko na klawiaturze przycisk [jednocześnie]
ctrl i V.
I zdjęcie wskakuje, i po krzyku.
![]() |
ewa-rembikowska @ewa-rembikowska 22 maja 2024 20:10 |
23 maja 2024 16:29 |
Robimy kopiuj zdjęcia, czyli myszką klikamy na obrazek a nie na link.
![]() |
ewa-rembikowska @BenekEs 23 maja 2024 19:17 |
23 maja 2024 20:03 |
Brawo!!!
![]() |
BenekEs @ewa-rembikowska 23 maja 2024 16:29 |
23 maja 2024 20:07 |
OK zadziałało wreszcie, dziekuję - efekty będą w nastepnej części notki!
![]() |
ewa-rembikowska @BenekEs 23 maja 2024 20:07 |
23 maja 2024 20:24 |
Piękne zdjęcie.