Ekspedycja w poszukiwaniu zagubionego portfela cz.3.
Po drodze spotkałem kilka osób blisko grani granicznej, m.in. spotkałem chłopaka, który nocował na Bystrej w oczekiwaniu na wschód słońca. Prosiłem każdą z tych osób o pomoc w poszukiwaniach, ponieważ udawały się w drogę powrotną w kierunku Siwej Przełęczy.
Zostawiłem każdemu z nich wizytówkę z kontaktem telefonicznym i mailowym a oni obiecywali przyglądać się po trasie i powiadomić w razie znalezienia portfela oraz zostawić ewentualne znalezisko w którymś ze schronisk.
Przed atakiem szczytowym na Bystrą mijał mnie młodszy kolega Grzegorz, który przyłączył się aktywnie do poszukiwań i z którym zrobiłem sobie później pamiątkowe fotki na szczytach Bystrej i Błyszcza.
Na Bystrą dotarłem przed godziną 14-tą, na samym szczycie Bystrej dołączyła do nas para polskich turystów, którzy również przyłączyli się do poszukiwań.
Po serii pamiątkowych fotek, przyszedł czas na zrobienie zdjęć panoramy widokowej ze szczytu Bystrej:
Zaraz potem ruszyliśmy całą czwórką dosyć łatwym zejściem granią na pobliski Błyszcz, drugi najwyższy szczyt całych Tatr Zachodnich, znajdujący sie na samej granicy polsko - słowackiej.
za nami została Bystra
"Zabłysnęliśmy" na Błyszczu razem z kolegą Grzegorzem:
Rozpoczęliśmy intensywne schodzenie ze stromego, kamienistego zbocza, na którym to zejściu młodsze koleżeństwo zostawiło mnie z tyłu, cały czas jednak bacznie przyglądając się podłożu pokonywanego szlaku.
Całą trasę powrotną aż do Siwej Przełęczy pokonywałem powoli z napiętą uwagą, niestety nie zauważyłem ani śladu zagubionego portfela. Od współtowarzyszy wędrówki i osób spotkanych wcześniej po drodze również nie otrzymałem żadnego sygnału, aby cokolwiek znaleźli.
Czy byłem rozczarowany takim obrotem sprawy? Absolutnie nie! Stwierdziłem, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy i reszta pozostaje w rękach Opatrzności. Cały czas tliła się we mnie nadzieja, że ktoś jednak odnajdzie zgubę i odeśle mi ją do domu.
Było już po godzinie 17-tej, kiedy zacząłem powolne schodzenie z Siwej Przełęczy. Po 11 godzinach nieustannej wędrówki zacząłem odczuwać już zmęczenie i postanowiłem schodzić do Doliny Chochołowskiej.
W połowie drogi w dół okazało się, że poraniłem sobie duże palce u stóp w dotychczas dobrze spisujacych się górskich butach co znacznie spowolniło mój marsz. Do schroniska na Polanie Chochołowskiej dotarłem dopiero po godzinie 21-szej.
Po zanocowaniu w schronisku planowałem następnego dnia zrobić tylko krótki szlak "odpoczynkowy" do Doliny Kościeliskiej.
c.d.n.
tagi: polska słowacja pomoc góry turystyka tatry granica tatry zachodnie dolina kościeliska dolina chochołowska bystra błyszcz schroniska poszukiwania góry wysokie
![]() |
BenekEs |
28 maja 2024 16:55 |
Komentarze:
![]() |
Michal-z-Goleniowa @BenekEs |
29 maja 2024 16:14 |
Z wypiekami śledzę co z tym portfelem :-)
Wielkie dzięki za piękne zdjęcia i wracające wspomnienia.
Tatry przeszliśmy z paczką przyjaciół, w tym z moją żoną, w latach licealno-studenckich, na początku lat 90-tych. Było i spanie na podłodze, i przed schroniskiem, i w Słowacji pod schroniskiem, i pod chmurką jak okazało się, że jedno ze słowackich schronisk jest zamknięte. Później okazjonalnie przyjeżdżaliśmy w Tatry, rok temu, na moje urodziny, nawet kawałek Orlej Perci przeszliśmy. Jednak jak pojawiły się dzieci, to wybierliśmy inne góry. Schodziliśmy prawie całe Beskidy, trochę gór Słowacji i Austrii. Z nosidełkiem, a w nim pierwsze, drugie, trzecie dziecko. To chyba moja największa przygoda życia. No i można mieć w zeszyciku z pieczątkami wpis 5 letniego syna "racuhy były tuste", bodajże z bacówki na Rycerzowej. W Tatry zaczęliśmy regularnie przyjeżdżać zimą. Do Kościeliska, gdzie rano dzieci szły na oślą łączkę uczyć się jazdy na nartach, a my szliśmy na narty biegowe, bo w Kościelisku i przy Chochołowskich termach są wyznaczone trasy biegowe. Jak już sobie pojeździliśmy, to braliśmy sanki i szliśmy "do schroniska": a to na Ornak, a to na Chochołowską, Pięć Stawów (było najtrudniej), a to do Morskiego Oka. Z tego ostatniego żona miała zjazd życia, bo jak wsiadła z córeczką na sanki pod Morskim Okiem, to dojechała do Wodogrzmotów Mickiewicza. Dzieci się bardzo przydają :-) No i przepiękna widokowo, czy to latem, czy zimą Rusinowa Polana. Zimowe chodzenie jest całkiem łatwe jeśli chodzi się tylko do schronisk i ma się raczki na butach. Niestety, po kowidzie żona ma trudności z wchodzeniem pod górkę i fragment Orlej Perci był sporym wyzwaniem. Nic to, przerzuciliśmy się na rowerowe eskapady :-) Da Bóg, to jeszcze w moje ukochane Tatry wrócimy.
![]() |
BenekEs @BenekEs |
29 maja 2024 21:29 |
Wspaniałe wspomnienia! Jak syn chodził do szkoły to dużo chodziliśmy po Beskidzie Śląskim (mamy tam najbliżej w góry) razem z naszym pieskiem, owczarkiem szetlandzkim - który uwielbiał wielogodzinne wędrówki po górach. Niezapomniane są te wspomnienia jak byliśmy razem z pieskiem u żródeł Wisły a po latach w Czechach u źródeł Odry (w tym celu musielismy pieskowi wyrobić specjalny paszport weterynaryjny).